Po uroczystym otwarciu diecezjalnego etapu Procesu Beatyfikacji i Kanonizacji Carmen w dniu 4 grudnia 2022 r., jesteśmy teraz na bardzo ważnym etapie badania zebranych dokumentów oraz zbierania zeznań wielu świadków.
19 lipca 2023 r. będziemy obchodzić siódmą rocznicę śmierci Sługi Bożej Carmen Hernández.
Kiko, o. Mario i Ascensión proszą, abyśmy jeśli to możliwe, w środę 19 lipca sprawowali w każdej parafii Eucharystię ze wspólnotami, prosząc Pana o wieczny odpoczynek jej duszy i o jak najszybszą kontynuację jej procesu kanonizacyjnego.
WYSTĄPIENIE MARÍI ASCENSIÓN ROMERO ANTÓN O CARMEN HERNÁNDEZ
„ŚWIADKOWIE BOGA”
Katedra San Giusto, Triest 9 marca 2023 r
Carmen nigdy nie prowadziła wykładów. Jeśli jestem tutaj, to z powodu doświadczenia, że kiedy poznaje się Carmen, wzrasta pragnienie kochania Chrystusa, tak jak ona Go kochała. I tego właśnie oczekuję od tego spotkania: że Duch Święty, poprzez nieco głębsze poznanie Carmen, zaszczepi w nas wszystkich tu obecnych większą miłość do Chrystusa i pragnienie bycia Jego świadkami, jak mówi motto tego spotkania: świadkowie Boga
Kim jest ta kobieta, której grób przed upływem siódmej rocznicy jej śmierci odwiedziło ponad 80 000 osób? Kim jest ta kobieta, która zaledwie sześć lat po śmierci jest już nazywana SŁUGĄ BOŻĄ? W życiu Carmen można uchwycić wiele aspektów: ja chciałabym skupić się przede wszystkim na Carmen misjonarce i Carmen prorokini.
Carmen Hernández, która wraz z Kiko Argüello była inicjatorką Drogi Neokatechumenalnej, jest wielką postacią Kościoła XX i XXI wieku. To z pewnością nie przypadek, że jej proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny został otwarty w 60. rocznicę inauguracji Soboru Watykańskiego II, dla realizacji którego poświęciła się i całkowicie się oddała (por. 2 Kor 12, 15) w parafiach wraz z Kiko Argüello, podróżując przez pięć kontynentów, ponieważ Carmen była przede wszystkim misjonarką i tak się utożsamiała, gdy opowiadała swoją historię: była misjonarką zakochaną w Chrystusie! Na spotkaniach powołaniowych pod koniec ŚDM tysiące młodych ludzi wołało ją prosiło o słowo, ponieważ prawda i oryginalność, z jakimi przepowiadała, zjednywały wszystkich, zwłaszcza dziewczęta. Ale nawet wśród sukcesów pisała w swoim dzienniku: „To nie ma dla mnie znaczenia, jedyną ważną rzeczą jest czas spędzony w bliskości z Jezusem Chrystusem”. To też była Carmen: współczesna mistyczka.
Uderza wybranie jej przez Boga od dzieciństwa i to, jak rozwija się w niej jednocześnie miłość do Chrystusa wraz z powołaniem misyjnm. Carmen żyje w środowisku misyjnym. Dzieciństwo spędza w Tudeli, w regionie Nawarry. Nawarra, w której żyła Carmen, była pełna ducha misyjnego pod wpływem postaci świętego Franciszka Ksawerego, Patrona Misji, a w XX wieku była diecezją o największej liczbie powołań misyjnych. Warto również zauważyć, że w roku, w którym otwarto Proces Beatyfikacyjny Carmen, obchodzono 400. rocznicę jego kanonizacji.
Do rozwoju tego środowiska misyjnego w dużej mierze przyczyniła się postać biskupa Marcelino Olaechea, który był biskupem Nawarry, gdy Carmen mieszkała w Tudeli: nie tylko wspierał on założenie Misjonarek Chrystusa Jezusa (do których Carmen później dołączy), ale całą swoją pracę duszpasterską oparł na największej postaci wszechczasów w Nawarze: św. Franciszku Ksawerym. Korzystając z faktu, że na początku wieku został on ogłoszony „Patronem Misji Katolickich”, biskup promował środowisko misyjne w całym społeczeństwie Nawarry. Carmen uważała Biskupa Marcelino za świętego i utrzymywała z nim bliskie relacje podczas lat spędzonych z Misjonarkami Chrystusa Jezusa, zwłaszcza gdy później został arcybiskupem Walencji.
Ale poza tą atmosferą misyjną w Nawarze, Carmen studiowała również w Kolegium Sióstr Naszej Pani. Naprzeciwko niego znajduje się Kolegium Towarzystwa Jezusowego, o którym Carmen opowiadała nam tak wiele razy i dzięki któremu mogła poznać tak wielu jezuitów, misjonarzy na Wschodzie, którzy naznaczyli jej powołanie misyjne. Wzrusza mnie to wspomnienie, ponieważ to właśnie tam Pan dał jej „pierwsze dotknięcie swojej istoty” (jak powiedziałby święty Jan od Krzyża). Podobnie jak wielu wybranych, Pan naznaczył ją od dzieciństwa. Opowiada, że kiedy chodziła do szkoły, wchodziła do katedry – perły architektury romańskiej XII wieku – i tam Carmen modliła się przez godzinę każdego dnia! Carmen mówi: „Darów, które otrzymałam w katedrze w Tudeli, nie zna nikt”. Zawsze ze wzruszeniem słuchała ewangelii o cudownym połowie, którą jako pierwszą usłyszała w kaplicy Ducha Świętego w Katedrze w wieku 10 lat. Jak sama przyzna: „To była pierwsza ewangelia, którą usłyszałam w swoim sercu i która w zaskakujący sposób stała się dla mnie wezwaniem do ewangelizacji”. Mówię to wszystko nie tylko dlatego, że również ja pochodzę z Tudeli i te miejsca tak bardzo mnie poruszają, ale dlatego, że to właśnie tam, w tych pierwszych latach przeżytych w Tudeli, Pan odcisnął na niej trwałą pieczęć dla Niego i dla misji, która będzie jej towarzyszyła przez całe życie. I nawet w chwilach całkowitej kruchości i wielkiego cierpienia, będą to dwa mocne filary jej życia: miłość do Chrystusa i do misji.
Gdy Carmen miała 15 lat, jej rodzina przeprowadziła się do Madrytu. Często opowiada, że co roku próbowała wyjechać na misję, ale jej ojciec nie pozwalał jej na to. Tajemnicę wybrania Carmen przez Pana można dostrzec także w Madrycie, gdzie jako kierownika duchowego znajdzie Ojca Sancheza, świętego jezuitę – który był także spowiednikiem założyciela Opus Dei, św. José Maríi Escriby de Balaguera – który zapewni jej kontakt z Pismem Świętym i świętymi, zwłaszcza ze Świętą Teresą od Jezusa. Pod duchowym przewodnictwem Ojca Sancheza, Carmen prowadziła w młodości intensywne życie modlitewne: modliła się przez godzinę rano, następnie uczestniczyła we Mszy Świętej przed pójściem na uniwersytet, i również wieczorem oddawała się modlitwie. Zgodnie z sugestią ojca, wielkiego przemysłowca, który miał plany dla wszystkich swoich dzieci, Carmen studiowała chemię na Uniwersytecie Complutense w Madrycie, gdzie uzyskała najwyższą ocenę. Również podczas studiów Pan dawał jej znaki swojego wybrania, jak sama opowiada:
„Pan dawał mi wiele łask, zawsze, nawet kiedy byłem na uniwersytecie. Jezus Chrystus jakby mnie prześladował swoją widzialną, namacalną obecnością ogromnej miłości i wielkim wezwaniem do ewangelizacji. Pamiętam dni, kiedy studiowałam na Wydziale Chemii, kiedy widziałam, że Bóg wzywa mnie do podjęcia pracy w Kościele: zawsze była to ewangelizacja i misje”.
Jej powołanie było tak silne, że jako nastolatka co najmniej trzy razy próbowała wyjechać na misję, ale rodzina jej to uniemożliwiła. W wieku 21 lat, po ukończeniu studiów z chemii, uciekła z domu i bez pozwolenia ojca oraz z ogromnym prześladowaniem ze strony rodziny udała się do Xavier, gdzie dopiero co powstało nowoczesne zgromadzenie misyjne. Wstąpiła do Instytutu Misjonarek Chrystusa Jezusa, które miały swój nowicjat w Xavier i które składały nie tylko trzy śluby wszystkich zgromadzeń zakonnych – ubóstwa, czystości i posłuszeństwa – ale także czwarty ślub: poświęcenia się misjom. Dla Carmen było to bardzo wzruszające, ponieważ była to odpowiedź na jej żarliwe powołanie misyjne, które czuła od dzieciństwa. Jej życiowym marzeniem jest bycie misjonarką, a dołączenie do Instytutu Chrystusa Jezusa jest pierwszym krokiem w kierunku jego realizacji. Carmen była szczęśliwa mogąc przeżywać swój dwuletni nowicjat w Xavier. Zawsze czuje, że to Bóg kieruje jej życiem i sama o tym mówi:
„Po wielu przygodach Bóg zaprowadził mnie do Misjonarek Chrystusa Jezusa w Xavier. Tam Pan dał mi wiele łask”. „Pan czekał na mnie w Xavier z wielkimi łaskami pocieszenia i odkrycia Pisma Świętego”. „I bardzo dziękuję Panu, ponieważ był to dla mnie prawdziwy wieczernik modlitwy i ogromnych łask od Pana”.
W jednym z listów do swojej rodziny pisze: „Jestem szczęśliwa, ucząc się być święta, pokładam całą nadzieję w Bogu i w waszych modlitwach”. Podczas nowicjatu siostry odbywały dwu- lub trzydniowe pielgrzymki do różnych miast i sanktuariów. Trzy siostry wyruszały razem, bez pieniędzy, głosząc Jezusa Chrystusa napotkanym ludziom i opowiadając o misji, a wieczorem były przyjmowane w jakiejś wiosce. Był to pierwszy szkic głoszenia Ewangelii ” po dwóch”, które miało się później urzeczywistnić na Drodze.
Przed złożeniem ślubów nowicjuszki przez cały miesiąc odbywały ćwiczenia duchowe. W trzecim tygodniu, poświęconym Męce Pańskiej, Carmen, która była bardzo poruszona przez Pana, uderzył fakt, że święty Piotr zaparł się Jezusa Chrystusa:
„Tej nocy poprosiłam o zgodę na dalszą medytację. Przez całą noc myślałam, że gdyby św. Piotr, nie powiedział Jezusowi Chrystusowi: „Ja nie zaprę się Ciebie”,lecz poprosił Pana: „Nie pozwól abym się Ciebie zaparł”, On by mu tego udzielił i Piotr nie zaparłby się Jezusa Chrystusa”.
Carmen bała się, że w obliczu cierpienia może zaprzeć się Jezusa Chrystusa; że w chwilach ciemności lub cierpienia może, podobnie jak Piotr, zaprzeć się Chrystusa.
„Nie spałam całą noc z tą myślą: Pozwól mi podążać za Tobą również w Twojej Męce”.
Z taką myślą poszła spać tamtej nocy. Odnosząc się do tamtej nocy, Carmen mówiła:
„Ze wszystkich łask, których Pan tam mi wówczas udzielilł, jest jedna, której nigdy nie zapomniałam, nawet w momentach najgorszych kryzysów i lęków, które miałam później w swoim życiu. Pozostaje ona dla mnie jako pamiątka bardzo silnej interwencji Boga w moje życie”.
Oto jak Carmen opowiada o tym, co się stało:
„Kiedy spałam, miałam sen związany z Wniebowstąpieniem. W tym śnie widziałam Jezusa Chrystusa, który mówił mi: – „Ty idź za mną!”. A ja widziałam Jezusa Chrystusa, próbowałam iść za Jezusem Chrystusem, ale zdałam sobie sprawę, że to jakieś szaleństwo. A On powtórzył: – ” Ty idź za mną!”. I, wraz z Jezusem Chrystusem wyszłam we śnie przez okno, i zobaczyłam przed sobą próżnię… I zaczęło się spadanie, spadanie, spadanie, spadanie, coraz szybciej, i widać, że zaraz się roztrzaskam, i czuję ogromną trwogę… I usłyszałam głos Jezusa Chrystusa który mówił mi: – „Czyż to nie ty mówiłaś mi, że chcesz pójść za mną? – „Czy to nie ty mówiłaś, że chcesz iść za Mną?”. Powiedziałam, że tak i weszłam w śmierć… Weszłam w śmierć i w tej samej chwili wszystko się zmieniło: poczułam, że wstępuję, wstępuję, wstępuję,było to wstępowanie chwalebne, wspaniałe, z wielkim uczuciem przyjemności i zadowolenia, coś, czego nie da się porównać z przyjemnością seksualną ani z jedzeniem ani z niczym. To błogosławieństwo, bycie w niebie, wstępują za Panem. I to było tak silne, że powiedziałem: „Dosyć, dosyć, dosyć!”. Wtedy obudziłam się. Skosztowałam tego, czym naprawdę jest „błogosławieństwo”, bycie w Niebie. To uczcuie było tak mocne, że trzymało mnie przez ponad miesiąc: byłam jak „błogosławiona”. Żyłam w Niebie, nie da się tego wytłumaczyć”.
Ten sen będzie miał decydujące znaczenie w jej życiu i będzie o nim pamiętać szczególnie w chwilach cierpienia; również w swoich dziennikach zawsze wspomina o tym święcie Wniebowstąpienia. Widzieliśmy, jak blask Świętego Franciszka Ksawerego, największego misjonarzaczasów nowożytnych, oświecał życie Carmen od dzieciństwa. Dokładnie 450 lat od narodzin Franciszka w zamku Xavier, Carmen złoży profesję zakonną w Bazylice Xavier, obok zamku, gdzie nadal znajduje się kaplica Chrystusa Uśmiechniętego, średniowieczny krucyfiks, przed którym modlił się święty Franciszek ze swoją rodziną. Ten sam, przed którym Carmen modliła się podczas swojego nowicjatu: wizerunek tego krucyfiksu zawsze towarzyszył Carmen.
Ówczesny biskup Nawarry, bp Marcelino Olaechea, który, jak wspomniałem wcześniej, wspierał narodziny Instytutu Misyjnego, do którego wstąpiła Carmen, zostaje mianowany arcybiskupem Walencji i również tam przygotowuje dom dla misjonarek. Carmen, po złożeniu pierwszych ślubów w Xavier, kontynuuje swoją formację w Walencji. Tutaj mieszka przez pięć lat, otrzymując ogromne łaski. Pierwsze dwa lata spędza na praniu i prasowaniu pościeli w domach (wtedy nie było jeszcze pralek), a także, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, proszą ją, by studiowała Teologię. Były to lata, w których przygotowywano Sobór, a ten biskup otworzył instytut Teologii z najlepszymi profesorami z Hiszpanii, z nowością polegającą na przyjmowaniu kobiet na studia, tak więc nawet zakonnice mogły studiować Teologię. Również Carmen odbywa tam trzyletnie studia teologiczne, formację, która będzie opatrznościowa dla jej misji na Drodze Neokatechumenalnej. Jego praca licencjacka, zatytułowana „Konieczność modlitwy według Piusa XII”, otrzyma status Summa cum laude. Niedługo zostanie ona opublikowana również w języku włoskim.
Carmen jest o krok od spełnienia swojego życiowego marzenia: wyjazdu na misję do Indii. Dlatego zostaje wysłana do Londynu, aby nauczyć się angielskiego i móc wjechać do Indii. W Londynie będzie mieszkać przez półtora roku. Ale w tym czasie w jej Instytucie dzieje się wiele rzeczy; podobnie jak w większości Instytutów i Zgromadzeń zakonnych po Soborze. Jej Instytut, który był bardzo nowoczesny, doświadcza tego wszystkiego już przed i w trakcie trwania Soboru. W napięciu pomiędzy konserwatyzmem a progresywizmem wygrywa linia konserwatywna, a nowe Doradczynie zamykają te otwarte drzwi, z którymi narodził się Instytut. Carmen, wraz z niewielką grupą, widzi potrzebę formowania misjonarek, aby w apostolacie mogły radzić sobie z problemami współczesnych ludzi. W ten sposób powstaje rozdźwięk między młodszymi siostrami a nowymi przełożonymi, bardziej przywiązanymi do konserwatywnej linii, które ostatecznie odsyłają cztery z nich. Jako ostatnia zostanie odesłana Carmen, która przebywa w Anglii.
Telegram od Przełożonej Generalnej niespodziewanie wzywa ją z powrotem do Barcelony. Kiedy tam dociera, dowiaduje się, że trzy towarzyszki z jej grupy zostały już wydalone i że teraz przyszła kolej na nią. Dla Carmen jest to ogromne zaskoczenie. Mogły oczywiście zostać odesłane, ale z poważnych powodów lub grzechów. To jednak nie jest ten przypadek. Będzie to jeden z najcięższych i najtrudniejszych momentów w jej życiu, ponieważ nie spełni się jej marzenie o wyjeździe na misję. I stało się to bez żadnego poważnego lub uzasadnionego moralnie powodu, ale tylko dlatego, że nowe przełożone nie rozumiały reform, które te młode kobiety chciały zaproponować, i chciały utrzymać Instytut w stanie konserwatywnym.
Carmen bardzo cierpi, ale będzie to również moment szczególnej łaski dla rozwoju jej wiary, a później dla samej Drogi. To, czego Carmen doświadczy w Barcelonie, stanie się centrum całej Drogi Neokatechumenalnej: Pascha, jaśniejące słońce Zmartwychwstania, przeżywane w Eucharystii. Bóg doprowadzi ją do przeżycia Paschy w jej własnym ciele: śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa:
„Pan wysłał mnie do Barcelony, abym naprawdę mogła uczestniczyć w Męce Jezusa Chrystusa. To uniżenie, ta kenoza, którą była dla mnie Barcelona, to prawdziwym wejście nie w jakąś jedną część Męki, ale w sam środek Męki Jezusa Chrystusa, w osądzenie przez własny lud w imię Prawa, które On dał, i wyrzucenie poza lud i ukrzyżowanie poza murami miasta”.
W tym samym roku 1962, kiedy Carmen mieszka w Barcelonie, Bóg przewiduje dla niej spotkanie, które będzie miało fundamentalne znaczenie dla Drogi: o. Pedro Farnés, który pojawia się w najbardziej krytycznym momencie jej kenozy, dlatego często powtarza, że był on aniołem, którego Bóg posłał do jej Getsemani. O. Farnés, uczeń księdzia Botte’a i Bouyera, studiował i spotykał się w Paryżu z najlepszymi liturgistami, którzy przygotowali reformę Soboru.
W czasie swojego Getsemani w Barcelonie zastanawia się, czy to normalne, że ma pragnienie, by całkowicie należeć do Pana i pisze o tym w swoim dzienniku:
„Jezu, chciałabym zapytać moich ojców duchowych, czy wszyscy ludzie, od kiedy są mali, czują tę pełnię Ciebie, JEZU”.
Kiedy już przeczuwa, że zostanie wydalona z Instytutu Misyjnego i widzi, jak jej życiowy plan – bycie misjonarką – jest niszczony, pisze do ojca wiosną 1962 roku:
„Cała twoja miłość i uwaga nie są w stanie wypełnić tego życia, o którym zawsze marzyłem, by było tylko dla Boga. Tak, to prawdziwe męczeństwo nie myśleć o niczym innym, jak tylko o Jezusie Chrystusie, rano, w południe i wieczorem… Nawet jako dziecko nie miałam wątpliwości co do mojego powołania, czy rozumiesz moje męczeństwo?”.
Jeśli do tej pory widzieliśmy Carmen jako pełną pasji misjonarkę, to w Barcelonie objawia się tajemnicze Boże wybranie Carmen jako autentycznego proroka: sprawia, że żyje ona we własnym ciele dziełem, które chce objawić na Drodze i w Kościele, który zostanie odnowiony przez Sobór Watykański II. To samo, co Bóg uczynił z prorokiem Ezechielem – któremu umarła małżonka, aby mógł doświadczyć Bożego smutku z powodu swojego ludu – lub z prorokiem Ozeaszem – któremu Bóg kazał poślubić prostytutkę, aby mógł doświadczyć w swojej historii niewierności swojego ludu i ogłosić im Bożą miłość silniejszą niż wszystkie ich grzechy – Bóg czyni teraz z Carmen, prowadząc ją do doświadczenia w jej własnym ciele rzeczy, które są niewiarygodne, takich jak Tajemnica Paschy, śmierci i zmartwychwstania Pana, których doświadczyła w Barcelonie podczas procesu wydalenia ze zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Jezusa.
Carmen zawsze była bardzo oddana Eucharystii i od najmłodszych lat nigdy nie opuszczała Mszy Świętej, nawet gdy – podczas podróży z ojcem do Maroka, gdzie bardzo trudno było znaleźć kościół katolicki – znalazła sposób, aby codziennie chodzić na Mszę Świętą. Carmen pisze:
„W Barcelonie weszłam w ten dynamizm Paschy, ponieważ Eucharystia to nie tylko przyjęcie Dzieciątka Jezus do serca, czy Jezusa Chrystusa jako umocnienia, ale wejście z Nim w śmierć, aby zmartwychwstać z Nim w tej pieśni, jaką jest Eucharystia. Dzięki temu zrozumiałam to też wszystko, co przyniósł Sobór: odnowę kościelną, wprowadzenie Słowa Bożego do ludu. To znaczy, Pan sprawił, że ja, która otrzymałam całą scholastykę i formację kapłanów, zrozumiałam poprzez doświadczenie kenozy, że doświadczam całej odnowy, którą Sobór dawał Kościołowi. Sobór był dla mnie jak pokarm, który Bóg mi dawał, pokarm, który wchodził w samo istnienie”.
Wraz z o. Farnésem Carmen odkryła Tajemnicę Paschy, w której chodzi o wejście w śmierć z Chrystusem, aby z Nim zmartwychwstać; co stanowi centrum całego Soboru Watykańskiego II. Carmen opowiada:
„W Barcelonie czułam się, jakbym wspinała się na górę Moria z moim powołaniem, z moim synem, z marzeniem całego mojego życia, aby złożyć go w ofierze”.
Carmen widziała, że musi poświęcić swojego Izaaka, którym było jej powołanie misyjne, projekt jej istnienia, projekt jej przyszłości, poświęcić swe własne życie i wyjść w ciemność, w nieznane, w tajemnicę tego, czego Bóg od niej chce.
Podczas swojego pobytu w Barcelonie przypomina sobie sen o Wniebowstąpieniu w nowicjacie w Xavier, w związku z cierpieniem, którego doświadcza. W swoim dzienniku pisze:
„Jezu! Boję się. Nic nie rozumiem i nic nie widzę. Jezu! To straszne; wyrok śmierci, bez apelacji i żadnej szansy. Jezu, zostawisz mnie? Jestem Ciebie pewna, ufam Tobie, kocham Ciebie. Pamiętasz to Wniebowstąpienie? Jezu, Ty jesteś prawdą. Ty jesteś moim życiem. Nie możesz mnie opuścić; kocham Cię, Jezu; i nawet w głębi łez, bólu i najstraszliwszej niepewności, czuję radość Twojego potężnego, silnego ramienia wyciągniętego nade mną. Kto nas może rozdzielić? Dziękuję Ci, Jezu”.
Od początku roku Carmen doświadcza męki Chrystusa w swoim ciele. Latem 1962 r. Carmen została poinformowana, że nie zostanie dopuszczona do profesji wieczystej, a wraz z tą decyzją przełożonych Carmen w tajemniczy sposób zaczęła doświadczać zmartwychwstania. W swoim Dzienniku pisze:
„7 lipca 1962. San Fermin (Święty Fermin). Jezu!, już wiesz: „NIE ZOSTAŁAM DOPUSZCZONA DO ŚLUBÓW”. Cóż za spokój, Jezu! Najsłodszy spokój, niewytłumaczalny, Twój; to Ty, Najsłodszy, Najlepszy. POKÓJ z Tobą. Najsłodszy Jezu, kocham Cię słodko, szaleńczo, całkowicie. Czego ode mnie chcesz? Moja ręka jest w Twojej i idę z zamkniętymi oczami tam, gdzie Ty chcesz. Dziękuję Ci, Jezu, MIŁOŚCI JEZU, kocham Cię, kocham Cię, nikt nie może nas rozdzielić, bo moja miłość jest Twoją miłością, a ja jestem niczym. Tyś moją DROGĄ, moim ŻYCIEM, Najsłodszy Jezu, kocham Cię”.
To moc zmartwychwstałego Chrystusa, której doświadcza w swoim życiu, którą wyraża również w liście do jednej ze swoich przełożonych:
„Nie czuję nic oprócz miłości i pragnień całowania rąk tych, którzy mnie potępiają. Nie wierzę w nic poza MIŁOŚCIĄ. Najsłodszy spokój, Najsłodsza Boskość. Najsłodsza DROGA, JEZUS, JEZUS CHRYSTUS, DROGA, PRAWDA i ŻYCIE. Mogę napisać, że to nie ja żyję, ale JEZUS CHRYSTUS we mnie, i nie kłamię, i nie ma w tym nic z próżności; wiem tylko, że Bóg jest MIŁOŚCIĄ, że JEZUS CHRYSTUS jest BOGIEM i jest MIŁOŚCIĄ, i że kocha ludzi „.
Doświadczenie Carmen w Barcelonie zostało podsumowane przez Kiko podczas jednej Konwiwencji:
„Gdyby Carmen nie przeszła przez tę straszną kenozę, na którą zostajesz skazany w imię prawa, nie zrozumiałaby znaczenia Misterium Paschalnego, które później przekazała mnie, a które następnie zostało przekazane Drodze Neokatechumenalnej”.
Cierpienia Carmen były owocne dla Kiko, dla Drogi i bez wątpienia dla całego Kościoła.
Carmen pozostaje w Barcelonie przez rok, razem z pozostałymi trzema dziewczynami, które opuściły Instytut. Jej niepokój społeczny doprowadzi ją do życia z ubogimi w barakach i pracy w fabrykach, podczas gdy przygotowują się do wyjazdu na misję.
Bp Marcelino Olaechea kontaktuje je z biskupem z Boliwii, bp Manrique, aby mogły udać się na misję wśród górników w Oruro. Zanim jednak Carmen wyruszy na misję, podążając śladami św. Ignacego z Loyoli, udaje się na rok do Ziemi Świętej z Pismem Świętym. Towarzyszy jej przyjaciółka z Irlandii. Z plecakiem i namiotem polowym przemierzają cały Izrael; tam Pan na nią czekał, aby obdarzyć ją wieloma łaskami, nie tylko dla niej, ale także dla całej Drogi Neokatechumenalnej. Opowiada, że tam, w Izraelu, nad brzegiem Jeziora Tyberiadzkiego, siedząc na skale prymatu Piotra, zapytała Pana, czego od niej chce i poczuła, że Bóg powiedział jej, że objawi jej swoją wolę w Kościele: miłość do Chrystusa, obecna w działaniu, które miała wykonać w Kościele. W Ain Karen miała absolutną pewność, jak w wizji, że Bóg chce od niej czegoś dla Kościoła powszechnego, i że nie chodzi o założenie Zgromadzenia, jak to myślała zrobić ze swoimi towarzyszkami; czuła, jakby była samą Dziewicą Maryją, jako ogromną tajemnicę, że w zwykłej kobiecie ze świata może się zrealizować Tajemnica Kościoła i ewangelizacji. Później zrozumiała, że chodziło o otwarcie wraz z Kiko Argüello Inicjacji Chrześcijańskiej: Drogi Neokatechumenalnej.
Rok spędzony na pielgrzymowaniu po Izraelu był dla niej niezapomnianą podróżą, podczas której Pismo Święte otworzyło się przed nią w zdumiewający sposób, pokazując związek historii zbawienia z ziemią, w której Bóg chciał się objawić, oraz znaczenie znajomości tradycji żydowskiej dla zrozumienia Ewangelii. Był to dla niej czas zaślubin z Panem, po ogromnym cierpieniu, którego doświadczyła. Do tego stopnia, że 25 lat później Carmen będzie świętować swoją srebrną rocznicę ślubu z tej podróży do Izraela.
Pielgrzymka Carmen do Ziemi Świętej miała decydujące znaczenie dla jej życia i misji (do tego stopnia, że często określała ją jako „czas miłości jej młodości”), a także dla Drogi Neokatechumenalnej. W książce „W Tobie są wszystkie moje źródła” zebrane są wszystkie piękne doświadczenia, które przeżyła w tym czasie.
Znajomość Soboru i Ziemi Izraela przez Carmen są źródłem wielkiej miłości zrodzonej na Drodze do Izraela, jego ludu i tradycji. Wiele razy, podczas przepowiadania, była poruszona wspomnieniem Jerozolimy: krzyża Jezusa Chrystusa wzniesionego na Golgocie. Jerozolimy: miastem, które jest świadkiem Jego Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia.
Wizyta papieża Pawła VI w Nazarecie w styczniu 1964 r., podczas której mogła być obecna, pomogła jej zrozumieć fundamentalne klucze Soboru, upatrując w powrocie do chrześcijańskich i żydowskich korzeni najważniejsze filary odnowy Kościoła.
Również w Nazarecie Bóg dał jej poznać ojca Gauthiera, dzięki któremu nauczyła się współpracować z mężczyznami. Założył on rodzaj Zgromadzenia, w którym mężczyźni i kobiety pracowali razem. Po powrocie z Izraela Carmen przejechała przez Rzym, odwiedzając miejsca święte i przygotowując się w ten sposób, nie wiedząc o tym, do wizyt, które później będą składać bracia z Drogi. Następnie wraca do Hiszpanii.
Kiedy Carmen dotarła do Barcelony, jej pozostałe dwie towarzyszki wyjechały do Madrytu, ostatniego miejsca, do którego chciała się udać, ponieważ jej rodzina już jej szukała. Bóg zamykał przed nią wszystkie inne drogi, aby mogła dotrzeć do Madrytu, ponieważ miał swoje własne plany i w Hiszpanii sprawił, że spotkała Kiko Argüello w Palomeras Altas w Madrycie. Poznali się w 1964 roku, po powrocie z pielgrzymki do Ziemi Świętej. Kiko zamieszkał z ubogimi w jednym z baraków w Palomeras. Tam Carmen poznała wspólnotę, która spotykała się w baraku Kiko i była pod wielkim wrażeniem ich odpowiedzi na Słowo Boże. Postanowiła zostać z nimi w pobliskim baraku. Kiko tak wspomina tamten czas:
„To właśnie w Palomeras Carmen mogła zobaczyć Jezusa Chrystusa przychodzącego, aby zbawić grzeszników i urzeczywistnić tajemnicę Paschy, aby stworzyć jedność tam, gdzie jest ona nie do zrealizowania: między zwykłymi ludźmi a Cyganami. Ponieważ tam zobaczyliśmy i dotknęliśmy Ducha Świętego, który objawiał się, tworząc niesamowitą jedność, jedność niemożliwą między Cyganami a ludźmi tego typu.
Carmen przybyła z doświadczenia ze swoimi przyjaciółkami w Barcelonie, gdzie pracowały z robotnikami, oddając tam swoje życie, w oczekiwaniu na to, by porozmawiać z nimi o Jezusie Chrystusie, po pewnym czasie uobecnienia pośród nich; ale ta chwila nigdy nie nadeszła. Carmen widziała jednak w moim baraku, że mówiłem o Jezusie Chrystusie, a oni słuchali; tam zobaczyła, jak Jezus Chrystus służył: bezinteresowną miłość, jaką Bóg okazał dla zbawienia człowieka, aby wyrwać go z niewoli, udręki i grzechu. Jezus Chrystus stał się obecny.
To wszystko, na co Bóg pozwolił, cała Jego obecność w Palomeras, było jak ziemia rolna, którą Bóg przygotował, aby rozpocząć Drogę Neokatechumenalną. To wszystko, czego Bóg pozwolił nam doświadczyć pośród świata ubogich, Bóg przygotował dla swojego Kościoła.
To był cud, że arcybiskup Morcillo przyszedł do baraków, niewiarygodny cud: doradca Królestwa, w czasach Franco, przyjechał tam ubrany jak ksiądz fiatem 600; wszedł do mojego baraku; modlił się z nami; uznał nas za swoich… ARCYBISKUP wszedł do mojego baraku, zobaczył, jak żyję, jak bracia się modlą, i powiedział: „Nie jestem chrześcijaninem”! Gwardia cywilna zaczęła wyburzać baraki, zaczynając od baraku Carmen, ale przybycie arcybiskupa ich powstrzymało.
To właśnie tajemnicza obecność biskupa Morcillo w barakach sprawiła, że Carmen zdecydowała się współpracować ze mną na stałe. Gdyby nie Morcillo, nie poszlibyśmy do parafii! I to właśnie on otworzył nam drzwi we Włoszech.
Carmen zobaczyła w arcybiskupie Morcillo obecność Kościoła i całkowicie zmieniła swoje nastawienie do mnie; dzięki obecności Arcybiskupa zobaczyła, że spełniła się obietnica, którą Bóg dał jej w Izraelu, że Bóg chciał, aby zrobiła coś dla Kościoła powszechnego, że nie chodziło o założenie zgromadzenia. Opowiadam wam o tym, abyście postrzegali współpracę między Carmen a mną jako wielką tajemnicę Pana”.
O tym właśnie przypomniał Kiko podczas prezentacji „Biografii Carmen”.
Powołaniem Carmen była misja i nigdy nie myślała o pozostaniu w Hiszpanii, a tym bardziej w Madrycie, gdzie mieszkała jej rodzina; dla niej oznaczało to porażkę jej misyjnego ideału. Ale obecność Kościoła w osobie arcybiskupa Madrytu, biskupa Casimiro Morcillo, sprawiła, że zdecydowała się pozostać z Kiko na stałe. W ten sposób rozpoczęła się wspaniała i wyjątkowa relacja, która dała początek „darowi Ducha Świętego dla Kościoła” – jak określili go papieże – którym jest DROGA NEOKATECUMENALNA.
Wsparcie Arcybiskupa Madrytu, który zawsze pomagał Kiko i Carmen, będzie miało fundamentalne znaczenie dla zrozumienia, że nie mogli oni pójść na żaden społeczno-polityczny kompromis, w bardzo trudnym dla Hiszpanii czasie, gdzie również wielu zakonników, którzy żyli z ubogimi, szukając sprawiedliwości społecznej, poszło w kierunku komunizmu; a niektórzy z nich opuścili Kościół, jak na przykład stało się z przyjaciółksmi Carmen.
W odniesieniu do kompromisu społeczno-politycznego Kiko wspominiał:
„Carmen była genialna, podkreślając, że w chrześcijaństwie nie ma kompromisów innych niż chrzest”.
I ten sakrament będzie fundamentem Drogi Neokatechumenalnej. Aby rozpocząć Drogę Neokatechumenalną, Bóg powołał Kiko i Carmen. Połączył egzystencjalne problemy Kiko, ukształtowane przez kerygmat i jego wizję tworzenia małych wspólnot, z teologiczną odnową Carmen i jej misją ewangelizacyjną.
Jak powiedział ojciec Mario Pezzi podczas pogrzebu Carmen:
„To historycy zbadają ten fakt: założenie rzeczywistości kościelnej, dokonane przez mężczyznę i kobietę, którzy nieustannie pracowali razem”.
W historii Kościoła po raz pierwszy spotykamy się z takim faktem. To naprawdę tajemnica Boga, że ta współpraca trwała ponad 50 lat: Bóg umożliwił ją aby zainicjować Drogę, aby odnowić Kościół. Relacja oparta na wierze, oparta całkowicie na misji, do której Bóg ich powołał, a która czasami była dla nich trudna. Kiko i Carmen pozostali wierni swojemu wybraniu, nie schodząc z krzyża, abyśmy my, bracia Drogi, mogli przyjąć wiarę dojrzałą. Wspólne życie Kiko i Carmen było również Paschą: umarli dla siebie, aby bracia mogli zmartwychwstać. Na jednej z konwiwencji z 1994 roku, odnosząc się do tej relacji z Carmen, Kiko powiedział:
„Bóg nas połączył, ale zawsze w niewygodny sposób. Abyśmy nie gloryfikowali samych siebie, aby można było zobaczyć, czy naprawdę szukamy woli Bożej, czy samych siebie; musimy zaakceptować niewygodę współpracy dla dobra tej misji”.
Carmen w swoich dziennikach pisze niekiedy: „Kiko jest tajemnicą”. Ale wiele razy, gdy rozmawiałam z Kiko, mówił mi: „Carmen jest tajemnicą”.
My wszyscy, którzy znaliśmy Carmen, byliśmy świadomi jej cierpienia, ale dopóki nie przeczytaliśmy jej Dzienników, nie mogliśmy sobie nawet wyobrazić, jak wielkie ono było. Bóg sprawił, że przeżywała chwile wielkiej depresji, które z kolei sprawiły, że przeszła przez ciemną noc duszy, jak to miało miejsce w przypadku wielu wielkich świętych. Cierpienie tak dotkliwe, że czasami czytanie jej dzienników przyprawia o dreszcze. W swoich Dziennikach z marca 1985 roku pisze:
„Madryt. Pustka, nicość, smutek i bezsilność. Niekomunikatywność. Brak pragnienia czegokolwiek. Mój Boże, najbardziej przeraża mnie brak wiary w Ciebie. Miej litość nade mną. Powiedz mi, że TY JESTEŚ. To mi wystarczy”.
Luty 1988:
„Madryt. Mój Jezu! To, co mnie najbardziej smuci i sprawia, że cierpię, to brak wiary w Ciebie”. „Gdybym przynajmniej wierzyła w Ciebie. Gdzie jest Twoja miłość, gdzie jesteś Ty? Mój Jezu, jestem smutna, niema, samotna i trędowata. Nie widzę, dlaczego?”
Styczeń 1992:
„Nowy Jork. Mój Jezu, dlaczego TY znikasz? To najgorsze z nieszczęść, a moje życie pozostaje bez sensu, martwe”.
Tokio:
„Tokio. Mój Jezu, bez Ciebie nic mnie nie interesuje i wszystko wydaje mi się niemożliwe. Mój Jezu, dlaczego? Nie mam wiary”.
Czerwiec 1994 r. w Rzymie, dzień, w którym papież przedstawił im projekt Góry Błogosławieństw:
„RZYM. WATYKAN – PAPIEŻ – BŁOGOSŁAWIEŃSTWO modelu Góry Błogosławieństw. Mój Jezu! Jesteś wielki i wspaniały. Czy pamiętasz namiot na Górze Błogosławieństw? I burzę? I to, jak bardzo mnie kochałeś, a ja kochałam Ciebie? Pozwól mi powrócić do Ciebie, do Twoich słodkich i niepowtarzalnych miłości „.
16 lipca 1996 Porto San Giorgio:
„Najsłodsza Dziewico MARYJO, moje schronienie, Błogosławiona jesteś TY, która uwierzyłaś. Widzę Cię jako kosmiczną tarczę wokół mnie. Mój Jezu, daj mi WIARĘ, ponieważ smutek, samotność i brak komunikacji sprawiają, że widzę wszystko negatywnie. Najsłodsza Dziewico Maryjo, chroń mnie SWOJĄ WIARĄ”.
Wielokrotnie pozostawała w milczeniu, prosząc Pana, aby pozwolił jej głosić. Obok słów akceptacji jej rzeczywistości milczenia znajdują się słowa POKORA, UPOKORZENIE. Pan wykorzystał jej ciemne noce – a było ich wiele! – aby upokorzyć ją i uczynić małą wyjątkową kobietą, odważną, wysoce inteligentną, misjonarką pełną zapału dla Ewangelii, naukowcem, teologiem, z bardzo oryginalnym i innowacyjnym głoszeniem, wielką pracownicą, niestrudzoną badaczką… – i innymi cechami, które moglibyśmy o niej przypomnieć. Pan wypróbował ją „jak złoto w tyglu”. Pokora, którą pokazała, pozostając z Kiko, zawsze na drugim planie, ponieważ zobaczyła, że jej misją było pomaganie mu i wspieranie go.
Podróżowała po całym świecie głosząc Ewangelię, wzbudzając setki powołań do kapłaństwa, życia zakonnego i misyjnego, a także całe rodziny u boku Kiko Argüello. Poświęciła się i wyniszczyła dla Ewangelii, głosząc Dobrą Nowinę i słuchając tak wielu braci i sióstr, ich problemów i cierpień.
Jedną z cech, którymi Carmen zawsze się wyróżniała, była jej odwaga, śmiałość i wielka wolność, jaką miała, ponieważ interesowało ją tylko wypełnianie woli Bożej; dlatego była wolna wobec wszystkich: widziała Pana we wszystkich wydarzeniach, była kobietą eschatologiczną – jak lubi mawiać ojciec Mario. To dlatego pomogła tak wielu młodym, ponieważ wykazała się odwagą, żyjąc w prawdzie i głosząc ją. Pomogła tak wielu kobietom docenić macierzyństwo, rozpoznać pułapki diabła, który chce oszukać kobiety tego pokolenia, ponieważ mają fabrykę życia – jak mówiła z cudowną oryginalnością – a to głoszenie pomogło tak wielu dziewczętom docenić bycie kobietą, pokazując im, że nie ma nic większego niż rodzenie życia, kształtowanie osoby i wychowywanie dziecka. Była wspaniała w obronie chrześcijańskiej rodziny i kobiet; nie bała się iść pod prąd, demaskując fałszywe feminizmy i oszustwa stojące za promocją aborcji.
Podsumowując, chciałabym powiedzieć, że to, co mnie osobiście uderza w Carmen, to bezinteresowność, którą zawsze okazywała w swoim przepowiadaniu. Świadoma darmowości Bożego wybrania, dostrzega darmowość Jego miłości we wszystkich interwencjach Pana w swoim życiu; to będzie cechą charakterystyczną całego jej przepowiadania. Widać to wyraźnie w jego katechezach na temat sakramentów, zwłaszcza pokuty i Eucharystii. Wybrałam kilka słów z jej spotkania ze wspólnotami w Salwadorze w 1992 roku, ale mogłabym zacytować każdą z jej katechez.
„Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa Bóg nie pozostawił w bibliotekach czy na uniwersytetach, ale pozostawił pamiątkę doświadczenia zmartwychwstania, którą jest Eucharystia, i tam właśnie doświadczyli go apostołowie. Wszyscy uciekli spod krzyża, począwszy od św. Piotra, który myślał, że jest taki uczciwy i że tak bardzo kochał Jezusa Chrystusa: „Pójdę za Tobą na śmierć”! Kiedy zobaczył śmierć, uciekł, tak jak my wszyscy uciekamy. I to zmartwychwstały Jezus Chrystus wyszedł im naprzeciw, jednemu po drugim, tak jak wyszedł naprzeciw każdemu z nas, On, żywy, aby wziąć nas za rękę. Dlatego chrześcijaństwa nikt nie osiągnie ani swoją konsekwencją, ani dobrą wolą. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa przekracza wszelkie możliwości humanizmu i ludzkiej siły. Nikt nie może osiągnąć Zmartwychwstania o własnych siłach; dlatego jest ono darmowe. Jezus Chrystus zmartwychwstały dobrowolnie weźmie każdego z nas i wyprowadzi nas z naszej sytuacji grzechu i śmierci”.
Chociaż ten piękny kerygmat mógłby być miłym zakończeniem, to ponieważ zaczęłam od stwierdzenia, że Carmen była mistyczką, chcę zakończyć kilkoma jej pięknymi słowami, a raczej zwierzeniami zakochanej, zaczerpniętymi z jej dziennika z listopada 1971 roku, które są jak modlitwa:
„Mój Słodki Jezu, kocham Cię;
okryj mnie Swoją wolą i naucz mnie wypełniać Twoją wolę.
Połóż swoje słowa na moich ustach.
Naucz mnie oddawać się Tobie.
Jezu, moje serce jest zranione, kocham Cię;
Przyjdź, Słodki Jezu, moja miłości, moje życie.
Miłości moja, kocham Cię;
zlituj się nade mną, pomóż mi, wybaw mnie.
Ty jesteś moim Bogiem, Tobie ufam, Najsłodszy Jezu”.